Kiedy
opuściłam klasę i w pełni odzyskałam świadomość, dotarło do mnie co tak
naprawdę zrobiłam. Ja, taka szara myszka, bojąca się wszystkiego co mnie
otacza po raz pierwszy postawiłam się komuś. I to nie byle komu, ale dwóm
największym idiotkom w klasie, jak nie w całej szkole. Nie wiem od kiedy
zebrało się we mnie tyle odwagi, ale wiedziałam jedno. Od tej pory zawsze będę
wyrażać swoje zdanie bez względu na to, czy to się komuś podoba, czy nie. Od
czasu rozmowy z tymi paniusiami zebrały się
we mnie jakieś nowe uczucia, które zaakceptowałam. Co więcej, zapragnęłam
jeszcze innych nieznanych jak dla mnie pozytywnych odczuć. Moje ciało wypełniło
się czymś ciepłym, możliwe, że było to tylko moje złudzenie, ale jakże przyjemne. Naładowało mnie
nową energią, którą wręcz tryskałam. Czyżby było to uczucie wszystkim
znane jako radość? Tak, to chyba to. Spostrzegłam, że choćby najmniejsza
zmiana w mojej monotonności sprawia, że pesymistyczne poglądy znikają , a w ich
miejsce pojawiają się pozytywniejsze. Czułam się jakby jakaś mała istotka
pomalowała mój nudny, szary świat jakąś barwą tęczy. Mimo takiego
doznania, serce pragnęło jeszcze więcej. Zapragnęło zabarwić się też
innymi kolorami.
Nawet nie spostrzegłam, kiedy znalazłam się pod moją szafką.
Tym razem byłam taka przepełniona tą radością, że zwykłe jabłko wydawało mi się
inne, co było dla dziwnym podejściem. Pochwyciłam także butelkę wody oraz
nadmiernie irytujący skrawek papieru, który nie wiem jakim sposobem tam się
znalazł. Co jak co, ale jakąś tam bałaganiarą nie jestem, staram się trzymać
porządek w swoich rzeczach, więc wątpię, że to ja porzuciłam tę kartkę. No
chyba, że byłam wyjątkowo rozkojarzona, a przy mojej klasie się to raczej nie
zdarza. Przysiadłam n pierwszej lepszej ławce, która była najbliżej.
Rozejrzałam się dookoła i dopiero wtedy zorientowałam się, że oprócz mnie na
korytarzu nie ma ani jednej żywej duszy. W pierwszej chwili pomyślałam, że
zaczęła się lekcja. Ale to nie to, gdyż nie słyszałam dzwonka. Chociaż skoro
nie zauważyłam, że jest cicho na korytarzu, a tym bardziej nie zaobserwowałam
małego ruchu na holu to takiego dzwonka tym bardziej mogła nie usłyszeć.
Jednak, gdy spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie odgoniłam od siebie to
przypuszczenie. Dziwiła mnie jeszcze jedna rzecz, gdzie do cholery się wszyscy
podziali! Fakt, że jest przerwa, ale z podwórka też nie dochodziły żadne
odgłosy. Mimo, że moja klasa teraz była jedyna w szkole, bo reszta wyszła na
jakieś tam bzdety to i tak jest wystarczająca liczna by wydać z siebie choćby
najmniejszy dźwięk. Przypomniałam sobie jednak o kartce, więc ją rozwinęłam i
zagłębiłam się w treść.
„Mała, nieźle przygadałaś tym dwóm laskom.
Chyba pamiętasz, że i nasza klasa udaje się na to boisko na te całe zawody czy
co tam jest. : ) Miłego marszu 2 kilometrowego Hehe, chyba, że nie chce ci się
tam iść to zapraszam na szkolny dach ;p ‘’.
Z każdym kolejnym słowem coraz bardziej niedowierzałam. Na
początku planowałam dogonić resztę klasy. Ale wizja mnie, biegnącą taki kawał,
a w dodatku te spojrzenia wszystkich uczniów, jakoś mi to nie przypadło do
gustu. Bardziej interesowało mnie to, od kogo była ta karteczka, a tym bardziej
dlaczego ktoś nagle się mną zainteresował, jeżeli można to tak ująć. Mógł
to być zwyczajny dowcip, albo ktoś się pomylił. Różne scenariusze kłębiły mi
się w głowie, ale żaden nie był na tyle wiarygodny, aby był prawdziwy.
Przestałam tracić czas na bzdety, szybko konsumując jabłko i dopijając wodę.
Butelkę rzuciłam gdzieś w bok i kierowałam się korytarzem prosto, przed siebie.
Kiedy dotarłam do schodów, to zamiast iść na dół jak zwykle, to zawędrowałam do
góry. Jakoś napis nie dla uczniów czy też dźwięk dzwonka nie
zrobiły na mnie specjalnie wrażenia. Nawet nie spostrzegłam, kiedy znalazłam
się na dachu budynku liceum. Widok stąd o tej porze dnia był wręcz nieziemski,
zapierał dech w piersiach. Sklepienie nieba miejscami podchodził pod kolor
turkusu, a gdzie nie gdzie popadający w błękit. Po lewej stronie strop był
przejrzysty, z kolei po prawej pokryty białymi obłoczkami, gdzie
częściowo skryte było słońce. Jego promienie wystające spoza chmur
barwiły się na złociste chmury. Jednak na dachu nikogo nie było, tak mi się
bynajmniej zdawało. Rozczarowana nieco usiadłam w jednym kącie na
podłodze. Dookoła mnie znajdowały się moje ulubione kwiaty od orchidei po
kaktusy. Od nich unosiła się przyjemna dla nosa woń, co w połączeniu z tym
widokiem zgrało się, tworząc się idealną harmonię, którą coś zakłóciło.
***
Siedziałem w równoległym kącie niż Ami, praktycznie naprzeciwko niej, skryty
byłem wśród leżaków, parasoli. Spoza tego wszystkiego przyglądałem się
jej smutnemu odbiciu i tym przepięknym tęczówkom. Wydawała się jakaś
zagubiona, choć i tak była lepsza niż w klasie. Cały czas
zastanawiałem się czy to ta sama osoba, którą kiedyś tak dobrze znałem. Nie
sądziłem jednak, że tu przyjdzie. Po tym co nasza klasa zafundowała jej
przez ostatni rok, można spokojnie stwierdzić, że przeszła piekło. Nie wnikam w
jej sprawy osobiste, ale też wiem, że nie za ciekawie, to jeszcze tu musi to
znosić. Podziwiam ją za to, że zawsze udaje obojętną na te wszystkie
przykrości, co jej pewnie ułatwia. Zawsze chciałem zobaczyć ją naturalną, bez
tej maski obojętności, pomieszaną z kolejną, czyli obawy i strachu. Ta
dziewczyna skrywała się za wieloma charakterami wymuszonymi, gdyż jestem więcej
niż pewny że tak naprawdę jest inna niż udaje. Zastanawia mnie jedno, czy tylko
ona nie zagubiła się jakie jest jej prawdziwe ja. Kiedyś
była taką wesołą dziewczyną, nikt wtedy nie przypuszczał, że stanie się taka
jak teraz. Gdyby nie tamto wydarzenie, może byłoby inaczej. Pokręciłam
przecząco głową, wyrzucając z pamięci obrazy z przeszłości. Ponownie swój
wzrok zawiesiłem na niej, ale to co zobaczyłem to mało powiedziane, że mnie
rozbawiło. Gdy motyl przysiadł niedaleko niej, pierwsze co zrobiła wydarła się
w niebogłosy, później przyglądała się mu bacznie, a na końcu zaczęła do niego
gadać. Może było to trochę dziwne, ale zabawne tym bardziej. Zaskakiwała mnie
ta dziewczyna coraz bardziej . W końcu postanowiłem wykorzystać jej
zdezorientowanie i ujawnić się. Szybkim krokiem podszedłem do niej, tym samym
ograniczając jej pole widzenia na cokolwiek.
-Cześć,
Mała-rzekłem w jej stronę, starając zwrócić na siebie uwagę. Ona jednak
spojrzała na mnie tym nieobecnym wzrokiem i delikatnie poruszyła ustami, jakby
chciała coś powiedzieć, a nie mogła. Przyglądałem się jej twarzy jak
stopniowo zmienia się jej mimika. Zmarszczyła niebezpiecznie brwi, szybko
nabierając powietrza do płuc. Czyżby dawne jej uczucia wróciły? Czy może
po prostu zorientowała się kim jestem.
-Dlaczego?!-
w końcu szepnęła cicho w moją stronę jedno słowo, ale jak znaczące. Nie
zrozumiałem konkretnie o co pyta, ale wiedziałem jedno, na pewno coś jej leży
na sercu. Posłałem jej tylko pytające spojrzenie, pozwalając tym samym aby
kontynuowała- dlaczego złamałeś swoją obietnicę, Tadashi?- wykrzyknęła tym
samym podnosząc swój ton do maksimum, a w jej oczach stopniowo napływały krystaliczne
krople, jedna łza samotnie spłynęła po bladym policzku. Dziewczyna
odruchowo odwróciła głowę tak, abym nie mógł na nią tak patrzeć.
Zawiał delikatny, aczkolwiek chłodniejszy wiatr, unosząc pojedyncze kosmyki
włosów do góry, tak jakby bawiąc się nimi. Ona jednak nie cofnęła się ani
na milimetr, cały czas stała w miejscu a ja patrzyłem na nią jak wmurowany,
chyba po raz pierwszy nie wiedząc jak się zachować. Doskonale pamiętam o jakiej
obietnicy wspominała. Ale jakoś ja cały czas próbowałem wymazać tamte
wspomnienia, zostawiając przeszłość z tyłu, szczególnie tą, związaną z Ami. Po
raz kolejny ją zraniłem i nie potrafiłem temu zaradzić. Doprowadziłem ją do
łez, mimo, że nie lubiłem ,jak przy mnie płakała. Usłyszałem cichy
szloch, przeradzający się w jęk bólu? A wtedy wspomnienia te niechciane
wróciły, czego za wszelką cenę chciałem uniknąć. Czy ona tamtego
dnia mówiła, to co czuje? Czy to nie było jedynie niewinne dziecinne marzenie ?
Setki pytań krążyły mi po głowie, a ja na żadne nie znałem odpowiedzi.
Irytowało mnie strasznie, z każdym dniem coraz bardziej. Ta niewiedza to
przeklęty stan, która może doprowadzić każdego człowieka do szału , czy też
wariacji. Ale najbardziej fakt, że po raz kolejny ją zraniłem. Znowu
zawaliłem… Zawaliłem? Śmieszne, prawda. To nie oddawało, tego co zrobiłem.
Schrzaniłem na całej linii, tak to chyba lepiej określało. Ale co mi po moich
wyrzutach jak nie miałem bladego pojęcia, co ta dziewczyna musiała
przejść. Przede mną stała niegdyś dla mnie bliska osoba , cała
roztrzęsiona, walcząca ze wspomnieniami i przykrościami ,a ja tylko
przyglądałem się z boku. Miałem tego kompletnie dosyć. Zrobiłem coś dla mnie
jak i dla niej samej niespodziewanego. Nie wiem czy było to spowodowane
uczuciami, czy impulsem. Po prostu chciałem to zrobić. Chwyciłem nastolatkę za
ramiona, obracając w swoją stronę. Spojrzałem w jej rozpłakane oczy i mokrą od
płaczu twarz i nie wytrzymałem. Powoli otuliłem ją moimi własnymi rękami,
dosyć mocnym uściskiem, tak aby się nie wyrwała. Dziewczyna próbowała się
wyrwać, ale na marne. Okładała mnie jeszcze chwile pięściami, ale w końcu
poddała się i stała w bezruchu. Czułem, jak się cała dygocze, mimo, że na
dworze było spokojnie powyżej dwudziestu pięciu stopni. Niby zwyczajne
przytulenie, ale dla mnie jak ważne. Przez praktycznie nic nieznaczący gest
miałem wrażenie, że choć trochę uda mi się naprawić. Słowa tutaj były zbędne,
liczyła się ta chwila. Ami powoli uspokajała się, a ja kołysałem się w
nią w powolnym tempie. To co wtedy czułem nie da się opisać słowami.
Napełniłem się masą hormonów, chyba szczęścia. Więcej, niż zjadłbym całą
czekoladę. Nie wiem skąd nagle nadeszła mnie taka potrzeba. Chciałem , i
to zrobiłem. Może wydawało mi się to egoistyczne, ale bezczynność
brunetki też na to wpłynęła. Łudziłem się, że i ona tego potrzebowała tak
samo jak ja.
***
On mnie właśnie przytulił? Ale to wszystko nie tak miało wyglądać. Zranił mnie,
cholernie mnie zranił. Czy on wie co ja przeszłam? Osiem lat temu straciłam i
matkę i siostrę. Gdyby nie Tadashi wątpię, żebym tyle wytrzymała. A co on
zrobił cztery lata temu, gdy poszliśmy do gimnazjum ? Wkręcił się w tą swoją
paczkę, odtrącając mnie. Szczeniak jeden przysiągł mi, że się do mnie nie
odezwie, a ja jeszcze głupia wyznałam swoje uczucia. On mnie wtedy po prostu
wyśmiał. Pogodziłam się z tym, gdyby nie dzisiaj. Znowu te wszystkie uczucia
wróciły, mimo, że powinnam być wściekła na niego to nie potrafię. Mógłby
mnie i sto razy skrzywdzić, a i tak myślałabym, że to moja wina. Czy to jest
miłość? Gotowość poświęcenia się dla drugiej osoby, zapomnienie o sobie i
staranie pomóc się tej drugiej? Mimo, że mnie tak zostawił to nadal go kocham i
wiem to. Nie potrafię się na niego gniewać, to wszystko jest takie pokręcone.
Ale dlaczego nagle zaczął się mną interesować, kolejna łza spłynęła mi po
policzku, a ja przestałam je liczyć. Nawet nie wiem ile czasu byliśmy tak
przytuleni. Mimo wszystko byłam szczęśliwa. Nawet jeśli płaczę, to one
oznaczają pozytywne uczucia, a nie te złe. Tęskniłam za nim, przez te
cztery lata wmawiałam sobie, że się dla mnie nie liczy a tak naprawdę gdzieś te
uczucia skrywały się we mnie i kłębiły. Teraz to nawet są chyba
silniejsze niż kiedyś . Ale czy teraz będę gotowa je udźwignąć i razem z nimi
ruszać ku niepewnej przyszłości, która i tak zmierza do nikąd? Nadal będę go
unikać, a gdzieś w odosobnieniu cierpieć z powodu chłopaka? Co
jeśli nie chce tego? Czy ktokolwiek liczy się z moim zdaniem ? Zamknęłam oczy i
wsłuchiwałam się w mój nierówny oddech i przyśpieszone bicie serca. Miałam dość
rozmyślania nad tym wszystkim i po prostu na chwile zapomnieć. Zapomnieć
o nim…
ale smutno ;( jak tak mozna zostawic przyjaciolke dla paczki znajomych ? :( ale co ja tam wiem o przyjazni ? xD bombowa notka :D
OdpowiedzUsuń